Wrocław: Złe mięso, Vega, Najadacze i Baszta
W ubiegły weekend pierwszy raz zawitałam do Wrocławia. Dzień przed przyjazdem do miasta wraz z mym weganinem pochodziliśmy po Narodowym Parku Gór Stołowych, a konkretniej Szczelińcu Wielkim i Błędnych Skałach. Polecam, nieziemskie widoki po pokonaniu jedynie 665 schodków. Na samym szczycie w Schronisku na Szczelińcu czekała na nas niespodzianka. Wegańskie risotto. Oniemieliśmy ;)
W schronisku zamówiliśmy espresso, pierwsze punkty dla tego miejsca poszły ze względu na wegańskie, korzenne ciasteczko Lotus dodawane do kawy. Przeglądając menu z ciekawości nie mogliśmy uwierzyć, że w takim miejscu możemy zjeść ciepły posiłek (bez masła, bez mięsnego bulionu?!). W menu jest pełno wegetariańskich potraw, jest to z pewnością miejsce vege-friendly.
Risotto może nie wyglądało zbyt dobrze, ale było smaczne i kosztowało 10 zł. W skład wchodziła cebula, por, pieczarki i brokuł. Dało nam kopa, żeby przemierzać Błędne Skały :)
Pierwszym miejscem odwiedzonym we Wrocławiu była Vega. Zakochałam się w tym lokalu, podoba mi się wszystko. Wystrój, menu, wydziarana obsługa, magia! Paweł wybrał placki ziemniaczane z gulaszem i śmietanką (uprzedził mnie, bo ja chciałam :( ), a ja kulki z tofu, hummus buraczany i tabouleh. Wszystko było o-błę-dne! Szkoda, że było tak mało czasu i miejsca w brzuchu, żeby zjeść jeszcze na parterze. Vego, wrócę do Was! Ponoć szukacie cukiernika ;)
Na deser zjedliśmy smakowite ciasto z kaszy jaglanej i ruszyliśmy dalej.
W ogóle to lokal jest magiczny. Mieści się dosłownie w baszcie, zjecie tam dania kuchni azjatyckiej, które wyglądają bosko, wewnątrz jest pełno machających łapką japońskich kotków, obsługa jest mega miła i fajna. Mogłabym tam siedzieć godzinami, a i jeszcze ten wystrój!
W schronisku zamówiliśmy espresso, pierwsze punkty dla tego miejsca poszły ze względu na wegańskie, korzenne ciasteczko Lotus dodawane do kawy. Przeglądając menu z ciekawości nie mogliśmy uwierzyć, że w takim miejscu możemy zjeść ciepły posiłek (bez masła, bez mięsnego bulionu?!). W menu jest pełno wegetariańskich potraw, jest to z pewnością miejsce vege-friendly.
Risotto może nie wyglądało zbyt dobrze, ale było smaczne i kosztowało 10 zł. W skład wchodziła cebula, por, pieczarki i brokuł. Dało nam kopa, żeby przemierzać Błędne Skały :)
Pierwszym miejscem odwiedzonym we Wrocławiu była Vega. Zakochałam się w tym lokalu, podoba mi się wszystko. Wystrój, menu, wydziarana obsługa, magia! Paweł wybrał placki ziemniaczane z gulaszem i śmietanką (uprzedził mnie, bo ja chciałam :( ), a ja kulki z tofu, hummus buraczany i tabouleh. Wszystko było o-błę-dne! Szkoda, że było tak mało czasu i miejsca w brzuchu, żeby zjeść jeszcze na parterze. Vego, wrócę do Was! Ponoć szukacie cukiernika ;)
Na deser zjedliśmy smakowite ciasto z kaszy jaglanej i ruszyliśmy dalej.
Szybkie zwiedzanie i wizyta w Stara Szkoła - Barber Shop, założonej przez wegetarianina Kubę - ziomala (Paweł kazał mi tak napisać) mojego Pawła. Nie obyło się bez stylowej fryzury, Paweł wygląda kompletnie inaczej, czytaj świetnie i jest jakiś taki ładniejszy ;) Kuba używa kosmetyków Cruelty Free, co powinno Was przekonać do wizyty w jego salonie! :)
Po przyjemnościach dla Pawła, czas na przyjemności dla mnie, czyli zakupy w Urban Vegan. Jestem w szoku jeśli chodzi o zaopatrzenie tego sklepu, jest tam dosłownie wszystko, krewetki, kaczka i blok tofu mający 2 kg. Kupiliśmy między innymi trochę sera, tempehu, bitą śmietanę w sprayu - zakupy obejrzycie na moim Instagramie. Czekam na sklep internetowy, bo właśnie zeżarłam bitą śmietanę, jak żyć?
Wieczorem był czas na pizzę w Złym Mięsie i drinki oraz ciasto w Baszcie. Pizza była przesmaczna, miała genialne ciasto, ser trochę zaklejał buzię, ale i tak było super. W Baszcie postanowiliśmy się nawadniać, bo byliśmy zbyt najedzeni, ja oczywiście musiałam zjeść ciasto które wyglądało fenomenalnie i było równie pyszne.
Wegański Snickers <3
W ogóle to lokal jest magiczny. Mieści się dosłownie w baszcie, zjecie tam dania kuchni azjatyckiej, które wyglądają bosko, wewnątrz jest pełno machających łapką japońskich kotków, obsługa jest mega miła i fajna. Mogłabym tam siedzieć godzinami, a i jeszcze ten wystrój!
Złe mięso |
Baszta |
Baszta - snickers |
Drugiego dnia zwiedzaliśmy Wrocław i zajrzeliśmy tylko do Najadaczy. Wybrałam zestaw z koftą, a Paweł falafele z hummusem. Na deser zabraliśmy ze sobą banany w cieście i falafel burgera na drogę do Rzeszowa. Falafele z Najadaczy są przepyszne, nie wiem czy nie najlepsze jakie jadłam. Hummus też miażdży, jest mocno tahinowy i bardzo kremowy. Zestaw z koftą był świetny, jednak jedna z surówek miała bardzo gorzki sos, nie dojadłam jej. No i banany... Deser pycha, ale nieestetycznie podany, a raczej zapakowany. Było widać i czuć, że czekolada się przypaliła, ale cóż, wiem jak to jest pracować w pośpiechu. Tego dnia w knajpie był bardzo duży ruch.
I to by było na tyle. Na pewno jeszcze wrócę do Wrocławia :)
Szkoda, że Łódź nie jest taka ''unowocześniona'' w wegańskie knajpki :/ Przydałaby się tu Vega czy Kroważywa <3 Ciesze się, bo powstaje tu coraz więcej takich knajpek nawet w sieciach centrów handlowych. Teraz zrobili BioWay'a i nie muszę być skazana na GreenWay'a :P Ale nadal za mało!
OdpowiedzUsuńCudowna wycieczka, Góry Stołowe są piękne! Byłam 5 razy i chcę jeszcze! :)
Szkoda tylko że BioWay to marna podróbka GreenWay'a...
UsuńSzkoda, że nie odwiedziłaś Żyznej. Jedzenie tam jest pyszne i zawsze pięknie podane. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGdy wybiorę się drugi raz, to odwiedzę pozostałe lokale :)
UsuńCo za smakowity wpis :)
OdpowiedzUsuńWe Wrocku bywam raz do roku, ale jeszcze nie nawiedziłam knajp wegan- zawsze jestem w niewege towarzystwie i nie bardzo mają ochotę a ja jakoś nie mam siły przebicia.
Ale bym pojadła kulek z cieciorki.. i placuszka takiego
Następnym razem musisz sobie zastrzec wybór knajpki, idziecie tam, gdzie Ty wybierzesz :) Na pewno będzie smakowało mięsożercom :)
UsuńUlica wegańska.. Jak to brzmi :)
OdpowiedzUsuń