Mam to szczęście, że moja siostra zamieszkuje stolicę, więc zawsze mogę nadużyć jej gościnności i pobyć w Warszawie przez kilka dni. Dzięki długiemu weekendowi musiała się ze mną męczyć :)
Najbardziej nastawiłam się na odwiedzenie Vege Miasta, jednak lokal jeszcze nie został otwarty.
Nie mogę się już doczekać!
Oprócz Krowarzywy, która jest obowiązkowym punktem wycieczki zajrzałam do Mysy, Laflaf i ponownie do Loving Hut. Pierwszego dnia w Krowarzywa zamówiłam specjał tygodnia, którym był Szpinaczex.
W oczekiwaniu na burgera pożerałam lody waniliowe i o smaku orzecha laskowego. Pychaaaaa!
|
Orzech laskowy - wanilia. |
|
Super Szpinaczex :) |
Burgery zabraliśmy na wynos, po odpakowaniu w domu okazało się że dostałam 2 rodzaje bułek i to same górne części. To się nazywa burger tygodnia! :)
Następnego dnia odwiedziliśmy Loving Hut. Jakiś czas temu wszystko mi tam smakowało i tym razem nie było inaczej. Zamówiłam Bun Nem, czyli sajgonki z makaronem ryżowym w słodkim sosie nem, do tego warzywa i tofu. Danie mnie tak powaliło, że aż spadłam z krzesła i to dosłownie.
Tak, naprawdę.
|
Bun nem <3 |
Na deser wybraliśmy Mysę i kawę z mlekiem sojowym plus ciasto pomarańczowe. Bardzo dobre. Lokal malutki, acz bardzo przyjazny, do tego miła obsługa. Fajne miejsce.
|
Ciasto pomarańczowe. |
Wieczorem, jeszcze najedzeni ruszyliśmy do Laflaf. Miałam trochę dość falafeli w ostatnich dniach, więc zamówiłam kotlety z cukinii. Dobre, acz za mało słone i przypominały trochę placki ziemniaczane.
Mój Paweł zamówił hummus z falafelami, który był obłędny. Przepyszny. Aksamitny i idealnie doprawiony. Ciągle mu podjadałam :)
Ceny mogą wydawać się wysokie, ale porcje są mega duże i po wyjściu z lokalu ledwo się idzie, więc cena jest adekwatna do ilości i jakości posiłku.
|
Uczta falafel. |
Tuż przed wyjazdem wstąpiliśmy raz jeszcze do Krowarzywy, zjedliśmy po Jaglanexie na głowę i truskawkowym serniku na spółkę. Sernik na zimno był przepyszny.
|
Jaglanex. |
|
Sernik na zimno z truskawkami. |
Kolejny wyjazd za miesiąc. Do tego czasu spalę to co pożarłam w Warszawie :)
Same najfajniejsze miejsca :D No proszę, a mi hummus z Laflafu zupełnie nie pasuje! Konsystencje ma fajną, ale doprawienie mi nie odpowiada... Za to falafele pierwsza klasa! W Loving Hut chyba zamówiłaś to, co mają najlepsze, przynajmniej jeśli ja miałabym wybrać jedno ulubione danie z ich menu to byłoby to właśnie Bun Nem :) A w Krowie niezmiennie wszystko jest pyszne ^^
OdpowiedzUsuńKolejny wyjazd za miesiąc? Nie będziesz miała czasu wyjść ode mnie z domu, bo zamawiam wegański kokosowy tort urodzinowy!
OdpowiedzUsuńHie hie hie :D
UsuńJa też jestem absolutnie uzależniona od Krowarzywa <3 i też w ten długi weekend jadłam szpinaczexa, pychota! I wybrałam te same smaki lodów! Obłędne były. Ten hummus z falafelami mnie zaciekawił, chyba muszę tam wstąpić ;>
OdpowiedzUsuńBardzo smacznie wygladaja te potrawy
OdpowiedzUsuńNastępnym razem polecam Dolce & Vegan:) bardzo fajne miejsce z bardzo dobrym jedzeniem:)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że u mnie w mieście nie ma takich fajnych miejscówek :(
OdpowiedzUsuńU mnie w Rzeszowie też nie ma, więc trzeba zrobić trochę kilometrów :)
UsuńZa kilka dni będę w Wawie to poproszę znajomego o zaprowadzenie mnie w te miejsca. Od dawna się na nie napalam (^^)
OdpowiedzUsuńKoniecznie je odwiedź! :)
UsuńWow, myślałam że to ja jestem żarłowiem, ale przed Wami chylę czoła :p A Mysa ma jeszcze salę na dole, więc aż tak malutka nie jest :)
OdpowiedzUsuńSpokojnie, rozłożyliśmy to na 3 dni ;)
UsuńHell-o! czy możesz polecić jakieś dobre wegetariańskie miejscówki w Katowicach??
OdpowiedzUsuńWegAnko :-) Dzięki Twojej rekomendacji wylądowałam w Loving Hut i chociaż mieszkam całkiem niedaleko była to moja pierwsza wizyta. I powiem tyle: dzięki Ci! Gdyby nie ty nie odkryłabym tych pyszności. Zaczęłam oczywiście od Bun Nem, ale okazało się, że większość pozostałych dań mu nie ustępuje :-) Jedyna dziwna rzecz to fakt, że część wegetariańskiego mięsa naprawdę smakuje jak mięso, a nawet tak wygląda (np. w teriyaki island są plastry czegoś co wygląda jak boczek- przez moment nie chciałam uwierzyć, że naprawdę mogę je zjeść ;-)).
OdpowiedzUsuńAleż Ci zazdroszczę! Ile bym dało żeby mieć Loving Hut blisko domu :) Gdy tam jestem to chcę wziąć coś, czego jeszcze nie jadłam, ale zawsze kończy się na Bun Nem :D
UsuńOj też byłam w szoku jeśli chodzi o ich "mięso". Genialna i pyszna podróba ;)
Dziękuję i pozdrawiam! :)